Migotliwy blask wątłego płomyczka jednej jedynej świecy nieśmiało rozświetlał mrok sanktuarium. Tańczył refleksami na skupionej twarzy klęczącej u stóp posągu kobiety. Przymknęła oczy i długo trwała w bezruchu, zatopiona w żarliwej modlitwie. Tylko jej usta poruszały się nieustannie, bezgłośnie wypowiadając słowa przebłagalnej litanii próśb i obietnic, które swobodnie wypływały z duszy. Nikt nie uczył dziewcząt modlitw, jakimi należy zwracać się do Bogini. Młode kobiety instynktownie odnajdywały w głowie właściwe słowa. Modlitwy płynęły swobodnym, niepowstrzymanym strumieniem, aby wraz z dymem tlących się w kręgu ziołowych kadzidełek z bylicy snuć się leniwie w powietrzu i unosić w górę, aż do uszu Dziewanny. To jej podobiznę przedstawiał prastary posąg, stojący pośrodku mrocznego sanktuarium na Dziewiczej Górze.
Podobizna to zresztą może zbyt wielkie słowo na opisanie okopconego dymem i poczerniałego ze starości idola; ledwo zaznaczone w drewnie, grube rysy twarzy Bogini Życia wskazywały na starożytny rodowód posągu, wykonanego prymitywnymi, zapewne kamiennymi jeszcze narzędziami. Obfity wieniec ze świeżych kwiatów wieńczył jej głowę. Poniżej bogatego naszyjnika złożonego ze szklanych paciorków i muszelek piętrzyły się dumnie pieczołowicie i zręcznie ukształtowane, dziewczęce piersi Bogini.
Klęcząca kobieta uniosła rozmodloną twarz. Dziewanna patrzyła na nią wielkimi oczami z białych i czarnych muszli. To skupione spojrzenie emanowało spokojem. W mroku świątyni, zza ciężkiej, grubo tkanej zasłony, przyglądał się jej młody kapłan, opiekun kąciny1. Jego szczupłe ciało otulone długą, czarną szatą wtapiało się w cień i tylko oczy wpatrzone zachłannie w postać pątniczki jarzyły się dziwnym blaskiem.
– Same słowa mogą nie wystarczyć! – wyszeptał prawie bezgłośnie, lecz w ciszy świątyni słowa te dotarły do uszu kobiety i przeszyły ją lękiem, gdyż była przekonana, że jest tu sama. Obejrzała się trwożnie za siebie i z trudem wyłowiła z mroku postać żercy. Uspokoiła się nieco.
– Przyniosłam świeże kwiaty. – Położyła dłonie na obfitym bukiecie złożonym u stóp posągu.
– Kwiaty? Tak, oczywiście – stwierdził z teatralnym przekąsem, opuszczając cienistą kryjówkę. Podszedł do klęczącej. – Żywia2 kocha kwiaty! A więc to jest twój dar? – ciągnął, pochylając się do jej ucha. – Sama zbierałaś, czy zrobiły to za ciebie służki z podgrodzia? – Niewątpliwie znał ją, lecz mimo to nie zamierzał okazać kobiecie należnego szacunku.
– Nie, ja sama! – zapewniła pośpiesznie. Podniosła się z kolan i cofnęła o krok od natręta. Nie miała ochoty poczuć za chwilę woni jego oddechu. Tak czy inaczej modlitwa była skończona, a całe nabożne skupienie pękło jak bańka mydlana.
– Widzisz, ofiara przebłagalna musi być adekwatna do łaski, o którą Ją prosisz. Mogą być też kwiaty, jeśli pragniesz, tylko aby wyzdrowiał twój kotek. Mogą być kwiaty. Oczywiście!
– O słodka Bogini! Ja pragnę tylko, żeby on mnie pokochał! – wyszeptała przestraszona kobieta. Zdała sobie właśnie sprawę, że mogła niechcący obrazić Świętą Dziewicę, ofiarując jej zbyt ubogą żertwę.
– Wiem, Stanisławo, o co Ją prosiłaś. Jeśli chcesz, to pomogę ci przygotować odpowiedni urok. To nie będzie proste, ale jeśli jego miłość ma dla ciebie tak wielkie znaczenie, to nie powinnaś się zrażać kosztami. Będzie konieczna ofiara… – zawiesił głos. – Nie, nie, złoto! – zaprotestował, widząc, jak bez wahania sięga do złotych zausznic i zaczyna je odrywać od przepaski. – Przecież wiem, że ono nie ma dla ciebie żadnego znaczenia. Podobnie jak te kwiaty – dodał.
Stanisława przyglądała się mężczyźnie zdezorientowana. Okazywało się, że on znał ją o wiele lepiej, niż sądziła. Zbyt była zaskoczona jego nagłym pojawieniem się i nieoczekiwaną propozycją. Potrzebowała czasu, aby poukładać to sobie w głowie i coś postanowić.
– Co to powinno być? – zapytała, mając na myśli ofiarę.
– Coś, co jest dla ciebie ważne. Złoto, owszem, możesz zostawić je w świątyni. Zawieszę je potem na Jej skroniach, ale twoja ofiara musi mieć dla ciebie co najmniej tak wielkie znaczenie jak łaska, o którą zabiegasz. Idź dzisiaj już do domu, ale pomyśl o tym. Kiedy będziesz wiedzieć, co to jest, wtedy przyjdź do mnie w nocy.
– To niemożliwe! Dlaczego nocą? – przerwała mu, zaniepokojona.
– Niektóre zioła, których będziemy potrzebować, trzeba zbierać przy świetle pełni księżyca. Mówiłem, że to nie będzie łatwe. Musisz tego naprawdę chcieć. Jestem przekonany, że znajdziesz sposób, aby wymknąć się z domu w najbliższą pełnię. No, idź już i pamiętaj: Święta Dziewica ma potężną moc. Warto zabiegać o jej przychylność!
1Kącina – inne określenie dla budynku świątyni pogańskiej. Częściej – gontyna. W przeciwieństwie do słowa chram, które oznaczało miejsce kultu niezabudowane dachem.
2Żywia – Nie wiemy, pod jakimi jeszcze imionami czczono boginię dziewic, wiosny, ale także lasów i łowów. Według średniowiecznych kronikarzy Słowianie czcili Dziewannę, Żywię, ale także Yleli, Leilę, Dzidzileylę. Wszyskie te imiona lub przydomki (zapisane przez średniowiecznych kronikarzy) mogły należeć do jednej, powszechnie czczonej pramatki wszystkiego, co żyje – Żywii.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz